Don’t John
Będzie to moja niepochlebna recenzja filmu „Don John”.
Jeżeli zamierzasz iść na to do kina(czego specjalnie nie polecam;) to najlepiej
nie czytaj bo będzie mnóstwo spojlerów. W sumie to streszczam prawiecały film.
Zdjęcie należy do właściciela z filmwebu |
Na początku filmu poznajemy Jona. Jego imię i tytuł filmu
mają się kojarzyć z Don Juanem, a przez to z przedmiotowym traktowaniem kobiet
i egoizmem. Dowiadujemy się, że bohater naszego filmu kocha(czy też zależy mu
na) swoją rodzinę, samochód, mieszkanie, kościół i jest uzależniony od
pornografii, z czego często się spowiada. Codziennie do mieszkania przyprowadza
inną kobietę, z którą seks nie jest tak dobry jak przy komputerze, dlatego po
stosunku idzie sobie zrobić dobrze jeszcze raz przy komputerze. Jego zdaniem
świat w filmach pornograficznych jest lepszy, bo kobiety zachowują się inaczej,
jego zdaniem lepiej. Może działać to też w drugą stronę – kobiety w
rzeczywistym świecie nie dorastają do jego wymagań wyniesionych prosto z
pornhuba.
W pewnym momencie spotyka się w klubie z wiecznie żującą
gumę dziewczyną, Barbarą, graną przez Scarlet Johansson. Nie udaje mu się jej
poderwać przez co szaleje na jej punkcie, uważa że musi ją zdobyć – wtedy
będzie szczęśliwy. To odrzucenie daje tez jej władzę nad nim – typ macho w dużym
stopniu opiera swoją samoocenę na zdolności podrywania, by je odzyskać musi ją
zdobyć. Ale nawet seks z nią, do którego później dochodzi nie daje mu
satysfakcji i dalej zaspokaja się przed monitorem. Bardzo go to frustruje. Ona
zaś oczekuje od niego całkowitego oddania i miłości. W jednej z rozmów, gdzie
wypowiada magiczne „prawdziwy facet nie sprząta swojego mieszkania”(?) możemy
dojść do wniosku, że ona również jest ofiarą filmów, z tym że romantycznych
które często ogląda. On ma urojone oczekiwania odnośnie seksu, a ona odnośnie
miłości i związku. Świetny temat, bardzo aktualny, który dotyka wielu młodych
mężczyzn wychowanych przez redtuba z kobietami krzyczącymi orgastycznie w
trakcie zdejmowania ubrania oraz młodych kobiet wychowanych przez „Zmierzch” i
inne romansidła o wielkiej miłości bez przeszkód i granic.
Wybawieniem Johna okazuje się Esther, dziewczyną którą
poznaje na studiach(o niej też wiemy bardzo niewiele). Po zerwaniu z ciągle
żującą gumę, Barbarą, nasz bohater zaczyna kręcić z wyżej wymienioną koleżanką
ze studiów. Zwraca ona mu uwagę na to, że w związku chodzi nie tylko o seks,
ale również o intymność. Szybko się poznają i otwierają przed sobą. Po jakimś
czasie w płaczu wyjawia mu, że straciła 14 miesięcy temu swojego męża… po czym
uprawiają najlepszy seks jego życia. Trochę dziwne albo jestem zwyczajnie
niepostępowy. Następnie widzimy migawki z ich szczęśliwego życia: czasem
smutnego i bolesnego, ale prawdziwego(bez dziwnych oczekiwań).
Wniosek z filmu wydaje mi następujący: nieadekwatne
przekonania wyniesione z mediów niszczą związki i szczęście własne, a intymność
jest kluczem do radości z seksu i życia w związku. Bardzo podoba mi się wniosek
i temat poruszony. Jest jednak pewno „ale”
Mimo takich wniosków film zwyczajnie nie podobał mi się.
Przez większość czasu nic się nie dzieje. Zamysłem autora być może było
pokazanie pustki i nudy w życiu bohatera(przebojowej komedii przypominam!), bo
w wielu scen jest powtarzana rutyna – sprzątanie, samochód, siłka, kościół,
obiad z rodzicami, klub. Bohaterów nie poznajemy wcale, dialogi i sceny ogółem
wydawały mi się kiepskie(paru minutowa scena gdzie chłopaki skaczą, bo któryś
dostał numer). Ale przecież wspomniałem o pozytywnej historii miłośnej pod
koniec! Szkoda, że zajmuje ok 10-15 minut. Co do aspektu komediowego zaśmiałem
się 2 razy. Moje poczucie humoru nie jest wyrafinowane – rechotałem na „To już
jest koniec” i oglądam regularnie durne filmiki dunkeya.
Podsumowując – film porusza ciekawy i trudny temat, ale nie
był wstanie go udźwignąć. Cieszę się, że być może zachęcił do debaty(czy
refleksji) na temat związków, szczęścia i pornografii. Niestety z filmu wieje
nudą i pustką, a metka komedia została przyczepiona chyba przypadkowo. Specjalnie
streściłem tutaj fabułę byście mogli wyciągnąć wnioski bez poświęcania półtorej
godziny Waszego czasu. Chyba, że macie ochotę pooglądać goliznę – jest tam
całkiem sporo ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz