czwartek, 28 listopada 2013

Zdolny uczeń

Podczas czytania książki o nauczaniu(innych) trafiłem na ciekawe wyjaśnienie terminu „zdolności” , który obrazuje pewien codzienny problem. Zdolność to:
  1. Czynnik, który tłumaczy różnice w wynikach uczniów działających w tych samych warunkach.
  2. Maksymalny poziom danej umiejętności, który może zostać osiągnięty przez ucznia.
  3. Predyspozycja do lepszego rozumienia i uczenia się danego typu informacji/nabywania danego typu wiedzy.
  4. Naturalna(wyjściowa) umiejętność ucznia do kierowania swoją uwagą, motywacją i lokowania zasobów poznawczych(metawiedza).

Nie są to dokładne cytaty, raczej streszczenie sensu tego co zapamiętałem.



Teraz wyobraźcie sobie – spotyka się 4 nauczycieli i jeden z nich mówi „Marek jest taki zdolny”. Może okazać się, że wszyscy się zgadzają, ale każdy myśli o czymś innym(w myśle tego co napisałem wyżej). Ich rozmowa może być kompletnie bezsensowna albo zwyczajnie się pokłócą o różnice w zdaniach, które dotyczą czegoś innego. Tak samo dzieje się gdy spotykasz swojego kolegę i mówi, że widział ładną dziewczynę. Aha, pomyślisz sobie, ładna dziewczyna to mniej więcej 170cm, ciemne włosy, oczy piwne(żywiec) i trampki na nogach. A potem dodaje, że jest ruda. Dla ciebie może to być niedopuszczalne, dla niego zaś jest to wymóg konieczny. On zaś powie, że ładna to ruda, szczupła i z ciastkami w pobliżu. Kto ma racje? A czy ktoś w ogóle powinien mieć racje?! Poglądy mogą być odmienne, jednak warto zastanowić się czy mówimy o tym samym. Zakochana para decyduje się spędzić fajnie wieczór. Ona ładuje komedie romantyczną „ Drwal i niewdzięcznica”, on niesie zgrzewkę piwa, talerze wypełnione po same brzegi kotletem i tarcze z rzutkami. Oboje bardzo zdziwieni, przecież mieliśmy spędzić fajny wieczór. Co to fajny wieczór? Jaka to ładna? Zdolny czyli jaki? Duża pizza z pizzokapelusza jest mniejsza niż najmniejsza z dagrasso(albo była kiedyś).

W warunkach codziennych nie jest to duży problem, ale w nauce i w innych dziedzinach pewno jest. Mówię w innych, bo ciężko mi przypomnieć sobie przykład poza polityką i pewnym żartem. Premier powiedział „chcemy waszego dobra”, po czym ludzie chowali swoje dobra po piwnicach i sejfach.

Prawdopodobnie często słyszycie określenie „inteligencja”. Lubię inteligentnych ludzi, inteligentne rozmowy, inteligentne książki. Nie lubię nieinteligentnych seriali i gazet. Problem z inteligencją jest taki, że problem z jej zdefiniowanie. Starczy spojrzeć na Wikipedię(link) i już mamy spore zamieszanie. Potocznie inteligencja jest rozumiana jako względnie stała zdolność do rozwiązywania problemów przy użyciu procesów poznawczych. Ale czy na pewno? Czy ludzie są lubiani bo są inteligentni, a może po prostu są mili, rozmowy rozwinięte, radosne i pełne szacunku, książki zaś ciekawe i prowokujące. Seriale są zwyczajnie wulgarne i aż za proste, a gazety koncentrują się na nieistotnych rzeczach. Mało jest to związane z inteligencją, może to być związane z czymkolwiek. Do inteligencji, lubienia i podobnych jeszcze wrócę, nie lękajcie się!

Pytanie na dziś: na temat  czego, waszym zdaniem, ludzie często źle się dogadują, używając tego samego słowa?


2 komentarze:

  1. problem I:inteligencja, zdolności, czyli co? Jestem ogromną przeciwniczką kategoryzowania inteligencji jako wyznacznika pewnych osiągnięć osoby "Ona jest inteligentna, więc sobie poradzi w życiu, więc rozwiąże to zadanie, więc da się ją lubić" pojęcie inteligencji, tak na prawdę można dopasować sobie do wymogów sytuacji: osiągnięcia szkolne, zdolności społeczne, wybór partnera ale nie można dzielić społeczeństwa na tych inteligentnych i zwolenników PiS (żaaaarcik).
    Problem w tym że to psychologowie tworzą tło dla pojęcia inteligencja i to oni po części odpowiedzialni są za wszelkie implikacje związane z nieodpowiednim użyciem tego konstruktu. Dlaczego więc tworzyć takie pojęcia skoro prowadzą one jedynie do społecznej i intelektualnej kategoryzacji co w efekcie tworzy społeczeństwo świadomych głupców (miałem niski wynik w teście inteligencji--> a więc kierunek zawodówka)... i to prowadzi do:
    problem II: normy! Gdyby nie one po co nam ta psychologia, nauczanie, edukacja. Bez wyznaczania pewnych norm nie byłoby możliwe wnioskowanie o pewnych osiągnięciach: szkolnych czy społecznych. Normy pozwalają oszczędzić nam trochę czasu (brzmi to okrutnie ale...), nie wyobrażam sobie indywidualnego podejścia nauczyciela do każdego z 35 uczniów w klasie i ocenianie każdego z nich na podstawie ich indywidualnych osiągnięć i poziomu, praktycznie nie możliwe do wykonania, niesamowicie czasochłonne i niepraktyczne. Normy choć unifikują metody oceniania i prognozowania tworzą pewien punkt odniesienia co pozwala na okresową modernizacje i ulepszanie tych metod.
    A więc choć czasem "to samo" prowadzi do różnych podejść, opinii, to "to samo" często daje nam możliwość do uporządkowania tego popieprzonego świata ;)
    takie tam przemyślenia po przeczytaniu twego wpisu ;)

    Gryszpi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie wróce do tego tematu ;) Zwróciłaś uwagę, na zbytnie uogólnienie inteligencji do poszczegółnych obszarów życia oraz nieodpowiedniego użycia norm(jeśli dobrze zrozumiałem). Postaram sie napisać czym dla mnie jest "to samo coś" dla dokładności ;)

      Usuń