środa, 4 grudnia 2013

Nad brzegiem Warszawy

Łooooooo, ale bedzie jazda 
- ktoś na imprezie

Nietuzinkowe postacie, wyborna fabuła, ciekawe sytuacje, wyrafinowane dialogi, nieprzewidywalne zwroty akcji, prawdziwa miłość, szczerość, szacunek i gniew. To możecie znaleźć gdzie indziej, a tymczasem moje parę groszy o "Warsaw Shore". Od razu zaznaczam, że byłem sceptyczny wobec tego dzieła. Negatywna opinia w internecie sprawiła, że podchodziłem z dużym dystansem oraz spodziewałem się czegoś kiepskiego. Czy się zawiodłem? Nie.

tytułowe wybrzeże

O czym jest to program? Do końca nie wiadomo. Mamy zestaw ludzi: 4 kobiety i 4 facetów. Dajemy im dom, alkohol i filmujemy. Osoby te oczywiście nie są zwyczajne: mamy Pawła, którego gestykulacja szyją w trakcie rozmowy przywołuje skojarzenia z pogranicza tourette'a i gęsi; Ewelinę, której epickie komentarze z wysublimowaną wokabularyzacją doskonale podkreślają klimat oraz stosunki panujące w grupie. Odnośnie stosunków – już w pierwszym odcinku dochodzi do kilku z nich i nie są to ani stosunki handlowe ani zwyczajne ustosunkowanie się do drugiej osoby. Do tego dochodzą bojowe zawołania, których nie powstydzili się prawdziwi historyczni przywódcy w stylu Churchilla czy Aragorna jak np. „Jeżeli któraś wejdzie mi w drogę to ją zniszcze!” albo wyciskające łzy wyznania prawdziwego męskiego braterstwa i przyjaźni np. „Czuję z nim taką więź, że wiem że to jest osoba z którą mogę iść na kluby”. Pasja, miłość, walka, wafel.
A teraz na poważnie… żartowałem. Już na początku widzimy podzielenie na 2 obozy dziewczyn, które wzajemnie się nie lubią. Z wypowiedzi wśród tych grupek dziewczyn wynika, że relacje są bardzo głębokie, mogą rozmawiać ze sobą o wszystkim i czują się, jakby znały się od dawna. Jak Legolas i Gimli, jak Flip i Flap, jak Mu i Lan, jak Doctor Jekyll i Hyde ich przyjaźń będzie trwała wiecznie. Przypieczętowana markerem chemicznym – alkoholem. Chyba, że wytrzeźwieją.
W trakcie całego seansu czułem się jak kierowca. Wszyscy pijani, tylko ja trzeźwy i zaskoczony moim niezrozumieniem dla ich formy zabawy. Albo jestem po prostu za głupi by zrozumieć sens i przekaz tego show. Może gdzieś tam jest ukryta głęboka treść, tylko nie jestem w stanie jej odkryć. Czy niewiedza jest gorsza od obojętności? Nie wiem, nie obchodzi mnie to.

Na wstępie napisałem, że się nie zawiodłem. Dlaczego się nie zwiodłem? Bo jadłem pyszną potrawkę i miałem chipsy. Po programie zaś niczego się nie spodziewałem, więc zawód nie był możliwy. Ale dlaczego oni nagrywają takie programy? Bo ludzie je oglądają. A dlaczego oglądają? O tym napiszę jeszcze post, ale wspomnę tylko, że jeżeli coś ludzie chcą to ktoś im to da(jeżeli da się na tym zarobić). Tak działa prostytucja, narkotyki, dopalacze, moda na sukces oraz inne formy rozrywki. Tak też jest i z Warsaw Shore.

Jeśli podobał Ci się ten post polub na facebooku ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz