środa, 11 grudnia 2013

Twoja stara klaszcze u Coelho(gościnny)


W ramach wymiany między blogowej polecam wam dzisiaj blog Krzysztofa Runiec http://pochwalony.cba.pl/ Macie tutaj testowy post ;)

Twoja stara klaszcze u Coelho


Słychać kroki na klatce schodowej. Idą goście. W domu czysto. Woda cicho  tańczy w czajniku i ciasto pokrojone. Słowem wszystko gotowe. Zaraz. Nie, trzeba pędem do regału,  schować  w kąt książki Coelho  i jeszcze te płyty Rubika, bo inaczej czeka nas publiczny ostracyzm. Będą mieć nas za ograniczonych, za pseudointelektualistów czytających literaturę najniższego lotu i klaszczących głupawo przy piosenkach.
Nieprzypadkowo wybrałem tych dwóch twórców, nie powiem artystów by nie dostać w głowę patelnią kulturalnej poprawności. Łączy ich pewien stygmat, znamię obciachu. Zastanawialiście się dlaczego właśnie oni stali się synonimem słabej jakości. Dlaczego ich wytwory kultury zamiast z duma na półce trzeba chować głęboko w tapczanie?

A bo to mało  kiepskich, czy nazwijmy to niezbyt ambitnych intelektualnie książek czy piosenek. Nie  słyszałem jeszcze by ktoś z ironicznym uśmieszkiem mówił: O masz w domu „Dom nad rozlewiskiem”,  albo „Życie Pi” czy „Cukiernie pod Amorem”. Nie słyszałem by ktoś zanosił się śmiechem widząc ludzi skaczących w rytm beatlesowskiego „Ona kocha ciebie, je, je je”. A przeboje Big Cyca to są super i przezabawne.
„Wojownik światła [...] by wierzyć we własną drogę, wcale nie musi udowadniać, że droga innego człowieka jest zła. „
Ktoś może mi zarzucić, zgubiłem miarę, że jestem głuchy muzycznie nie słysząc różnicy między Beatlesami, a Rubikiem i bezgranicznie tępy próbując bronić literackich wytworów Coelho.  Słyszę różnicę i  nie twierdzę, że Piotr Rubik jest twórcą na miarę Pendereckiego czy choćby nawet Gershwina. A do użycia terminu muzyka poważna nie wystarczy mi, że przed orkiestrą stoi facet we fraku i wymachuje batutą. Coelho też nie zwykłem  przyrównywać do Joyce’a , Manna czy Umberto Eco. Chciałbym tylko zrozumieć, czemu właśnie tych  dwóch stało się „ulubieńcami” opinii publicznej. Czy chodzi o zły gust, wątpię. Poszukajmy innej przyczyny.
Pierwszą rzeczą która przychodzi  na myśl jest odwoływanie się obu panów do wiary. Coelho swą drogę pisarską od czasu sławetnej pielgrzymki do Santiago de Compostela przemierza krokami wiary, choć trzeba przyznać, że i wiara i kroki są nieco pokrętne. Rubik kojarzony jest gównie ze swoimi oratoriami religijnymi. I to za owe oratoria  sypała mu się na głowę największa fala krytyki.  Przypomnę tylko wypowiedzi z „Dziennika” gdzie nazwano jego muzykę połączeniem tandetnego musicalu i sacro popu i „Przekroju” , który poszedł o krok dalej i ukuł termin sacro-polo.
Nie wiem dlaczego, ale przyjęło się, że w kulturze zwłaszcza  to co Chrześcijańskie jest z definicji obciachowe. Cokolwiek byś człowieku nie zagrał i nie napisał po słowach wiara czy Bóg  trudno ci będzie wyjść poza tę etykietkę, poza siedzącą w ludziach wizję kultury chrześcijańskiej, której głównym nurtem jest jak by się mogło zdawać schola z gitarą niemiłosiernie fałszująca „Barkę”. Może dziej się tak dlatego, że sfera duchowa sama w sobie zdaje się dla nas czymś osobistym, czymś o czym mówienie w sferze publicznej jest wstydliwe, a cóż dopiero nadawanie tej wypowiedzi formy artystycznej .
„Czasami potrzeba odrobiny szaleństwa, by postawić kolejny krok.”
A może, przyczyna takiego postrzegania zarówno książek pana Coelho i muzyki pana Rubika tkwi w formie właśnie. Może chodzi o ten patos, który przenika  ich twórczość. Bo z patosem to jest tak, że nikt go nie lubi – przynajmniej w sferze deklaracji. Wystarczy przejrzeć jednak co umieszczają ludzie na portalach społecznościowych, albo wziąć kilka pierwszych z rzędu demotywatorów by przekonać się, że jest inaczej, że mamy w sobie potrzebę wzniosłych słów jakkolwiek społecznie nie była by ona piętnowana.
Może w tym tkwi rozwiązanie tej zadatki. Bo choć to kuriozalne, ale mimo całego obciachu związanego z  ich nazwiskami  obaj Panowie są bardzo popularni( jeśli sądzić po ilości sprzedanych płyt i książek oraz ich rozpoznawalności). Może to ludzka zawiść wykreowała taki model postrzegania tej twórczości. Bo niech każdy przyzna się przed sobą z ręką na sercu, że nigdy nie czytał Coelho lub nie nucił przy goleniu Rubika ( oczywiście dotyczy panów).
Symptomatyczne jest to, że łatka bycia godnym pożałowania dopadła ich u szczytu popularności. Wcześniej słuchano, czytano, poznawano. Głosy zarówno entuzjastyczne jak i krytyczne zdawały się równoważyć. Z czasem ten drugi głos stał się dominujący.  Czy słusznie? Czy musimy się wstydzić mając w domu „Alchemika” czy „Piątą górę”? Przecież rozwijamy się jako ludzie i jako społeczeństwo. Rzeczy, które kiedyś nam się podobały mogą nam się wydać dziś słabe i infantylne. A nawet jeśli nie mamy prawo do własnego gustu, z którym podobno się nie dyskutuje. Mamy również prawo miedzy rzeczami ambitnymi pożuć sobie kulturalną gumę do żucia, czytać G R.R. Martina,  jakąś sagę o wampirach czy przesłuchiwać płyty Bony M jeśli tylko sprawia nam to przyjemność.
A krytyków proszę najuprzejmiej by sami wzięli do ręki pióro, pędzel lub też zasiedli do fortepianu i niech wykonają lepszą pracę. Zróbcie ten krok i spróbujcie spełniać swoje marzenia. Bowiem jak mawia klasyk  „To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz